czwartek, 30 maja 2013

Regeneracja

Nie wiem, czy wspominałam kiedykolwiek, ale przymierzaliśmy się z Wiatrakiem do pewnego przedsięwzięcia:) Mianowicie nieco spowszedniała mi siłownia i to wstawanie o 5.30 i pewien brak pomysłów na to, jak i co ćwiczyć i zaczęłam węszyć w internecie, szukać czegoś intensywnego, konkretnego. Wpadłam więc gdzieś w YouTubie na trening o tajemniczej nazwie INSANITY. Kiedy obejrzałam fragmenty ćwiczeń w pierwszej chwili odrzuciłam ideę, bo wydawała mi się po prostu zbyt 'dzika' i szalona. W miarę jednak z poprawą mojej formy zaczęłam nieco częściej o tym myśleć, szukać, oglądać i w końcu Wiatrak po moim 'mędzeniu' wynalazł cały program i wrzucił do mojego laptopa:) Oswajałam się, oswajałam i w końcu klamka zapadła - po powrocie z Polski zaczynamy! Daliśmy sobie tydzień na ogarnięcie tematu żywienia, planowaniu i od poniedziałku zaczęliśmy. Dziś minął czwarty dzień, zwany regeneracją i bardzo słusznie, bo to był pikuś w porównaniu do trzech poprzednich... Chyba najgorsze za nami... Wczoraj nie mogłam zejść po schodach, dziś nie mogłam podnieść się z łóżka... Ale coś w tym jest! W tym szaleństwie jest chyba jakaś metoda!;) Ćwiczenia są w niektórych chwilach po prostu zabójcze - dla mnie wszelkie pompki, a ich odmian jest kilka, to po prostu rzeźnia!!! Ale się nie poddaje! A raczej powinnam powiedzieć, że się nie poddajeMY, bo Wiatrak ostro dotrzymuje tempa:) Na efekty końcowe przyjdzie nam poczekać aż do 28 lipca i liczę, że będą zadowalające:) Póki co nie jem w ogóle słodyczy i to mój największy sukces, choć bywam przez to niekiedy nieco poddenerwowana, za co przepraszam mojego towarzysza doli i nie:) Najważniejsze to się nie złamać i wytrzymać tych 9 tygodni (tylko!) więc trzymajcie kciuki:)
Poza tym czasu na wszystko przez te ćwiczenia mało, albo po prostu sił na nic nie starcza. Dziś trening był lżejszy więc zrobiłam pranie, ogarnęłam chatę i strasznie mnie to cieszy:) Przez kolejne dni raczej czasu w ogóle na cokolwiek będzie mało, bo muszę nieco powtórzyć przed egzaminem czwartkowym i piątkowym więc pod znakiem nauki upłynie ten najbliższy tydzień. Dziś mieliśmy ostatnie zajęcia, wracamy z powrotem 2 września, czy jakoś w tych okolicach. Pochwalę się, że zostałam wyróżniona na koniec roku;) Takie jakby świadectwo z czerwonym paskiem;) Strasznie to miłe:) A gdybym jeszcze więcej czasu poświęciła na naukę, byłoby w ogóle fajno. W przyszłym roku poziom będzie już nieco bardziej akademicki i mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć ten FCE. Tak, czy siak trzymajcie kciuki w czwartek i piątek w okolicach 9.30 - 11:)
Z rzeczy wartych uwagi, to 13 czerwca ekspresowo przylatujemy do Polski na DWA dni. W czwartek rano lądujemy w Poznaniu, a w sobotę wieczorem odlatujemy ze Szczecina. Musimy załatwić USC, zamówić obrączki i parę innych drobnostek do ślubu, plus do tego w piątek jest kolacja urodzinowa Wiatraka mamy więc w sumie czasu na cokolwiek innego będzie zero... No ale cóż poradzić, w sierpniu zawitamy na dwa tygodnie!:)
To tyle na dziś. I tak się rozszalałam w tym miesiącu;)

Dobrej nocy!
T.

sobota, 25 maja 2013

Pojechałam, zobaczyłam, wróciłam:)

Tydzień w pracy po powrocie z Polski za mną i przyznam, że był to tydzień bardzo ciężki... Nie dlatego, że było szczególnie 'busy' (ciężko znaleźć idealnie pasujący odpowiednik po polsku...), ale dlatego, że jakoś nie mogę wbić się w ten rytm. Codziennie wracałam z pracy totalnie zmęczona, połowa dni minęła pod znakiem drzemki popołudniowej (dziś rekordowo do 21.45...), rano mam problemy ze wstaniem i jakoś to wszystko 'nie idzie':( Nawet w Polsce budziłam się przed porannym alarmem! Liczę, że następny tydzień będzie już lepszy:)
Co do Polski, to czas minął błyskawicznie! Na całe szczęście masę rzeczy udało się zrealizować, kupić buty, dogadać kosmetyczkę, umówić próbnego fryzjera, no i rozdać większość zaproszeń! A przede wszystkim byłam na weselu Kory i Pawła!:) Fajny był to ślub i wesele, bo jakoś tak bez dużego spięcia mam wrażenie ze strony Pary Młodej:) I baaaaaaardzo mi się to podobało! Wszystko udało się fajnie, przynajmniej dla mnie, patrząc z perspektywy gościa. Nieco bałam się o atmosferę, bo kompletnie nikogo nie znałam, ale Kora nas posadziła ze swoim kuzynostwem i bawiliśmy się (z bratem!) naprawdę fajnie. Podpatrzyłam poza tym to i owo, i wiem teraz, że nieco musimy zmodyfikować nasze menu weselne, bo niektóre potrawy w ogóle się nie sprawdziły, zalegały całą imprezę na stole, aż szkoda było patrzeć. Co prawda my nie jesteśmy na miejscu i ciężko wszystko na bieżąco kontrolować, dlatego boję się tego spięcia na chwilę przed. Ale mam nadzieję, że wszystko uda się fajnie:)
W całym wyjeździe do Polski najgorszy był brak Wiatraka, strasznie się za nim stęskniłam i nie chcę więcej jeździć bez niego... Ale tym razem nie było innej opcji, ja miałam tydzień urlopu do wykorzystania więc tak wyszło, ale naprawdę ciężko być osobno! Zwłaszcza, że byłam na tym weselu i brakowało mi tam Wiatraczka. Brat dał radę (może poza poprawinami;p), ale to jednak nie to samo;)  
Więc przygotowania przygotowaniami, a swoją drogą zaczęliśmy myśleć jednak o jakichś wakacjach w listopadzie:) Na ostatnim urlopie na Dominikanie poznaliśmy między innymi parę Polaków mieszkających pod Londynem - Ewę i Radka - i wciąż mamy z nimi kontakt, i tak ostatnio Wiatrak się zgadał z Radkiem, że może razem byśmy na jakieś wakacje na tydzień pojechali w tym listopadzie. Oni też za dużo kasy na wakacje mieć nie będą, bo teraz gdzieś jadą jeszcze, ale tak wstępnie bierzemy pod rozwagę Egipt. Co prawda jest tam może ciut niebezpiecznie, ale wciąż masy turystów tam jeżdżą, wracają, mają fajne, bezpieczne wakacje więc może warto zaryzykować?:) Ewa dziś wróciła z delegacji, mają przedyskutować temat z Radkiem i się będziemy zgadywali w najbliższym czasie co, jak, gdzie, kiedy. Bardzo ich polubiłam na tych wakacjach, bo są tymi typami ludzi, że mimo początkowego dystansu, można później siedzieć i gadać godzinami! Nie spędzaliśmy ze sobą całego wolnego czasu na Dominikanie i to jest fajne, bo nie było ciągłego 'uwiązania', umawiania się na każdy posiłek, plażowania non stop razem, a jednak było mega fajnie razem posiedzieć, pogadać, porobić coś wspólnie. Jak tak leżeliśmy jednego dnia i podziwialiśmy statek wycieczkowy w oddali, zrodziła się myśl wspólnego rejsu i kto wie, może po tym Egipcie, jak wszystko będzie w porządku, uda się to marzenie wspólnie zrealizować?:) 
Dziś pogoda cudnie rozpieszczała, aż przykro było w pracy siedzieć - zwłaszcza, że nic się nie działoi wszyscy poza Kayleigh, Kateriną i mną poszli szybciej do domu i mogli enjoyować się piękną, słoneczną aurą. Kiedy po pracy jechaliśmy przez miasto ludzie zalegali dosłownie wszędzie - leżeli nad rzeką, siedzieli przed pubami, restauracjami, spacerowali! Szał po prostu ogarnął Inverness. Mieliśmy po pracy mojej pojechać do Piątasów, ale Kamila dała rano znać o zmianie planów więc zamiast tego pojechaliśmy do Dores, nad Loch Ness posiedzieć, zjeść po double cheesie, bananie i sconie;) Ponieważ nad wodą aż tak upalnie nie było nie posiedzieliśmy za długo, ale zawsze to coś:) Wróciliśmy do domu i ja zapadłam w sen niemal zimowy... Oczy zapuchnięte, bo nie zmyłam mascary i nieogar kompletny mnie ogarnął po tym zdarzeniu... Ale po prostu nie miałam siły walczyć z tym dziwnym zmęczeniem... Nawet nie chcę myśleć, jak Dorotka musi się czasem czuć, jak jej się tak spać chce, a za bardzo nie może Hani z oczu spuścić... Miszu - jestem z Tobą mentalnie! 
I chyba tyle na dziś - zaczynam powoli szukać biletów na nasz ślub i Piątasów. Mam nadzieję, że uda się coś w dobrych cenach znaleźć:) A jutro, jeśli pogoda dopisze jedziemy z Gosią i Michałem na wycieczkę - gdzie jeszcze nie wiem, ale liczę na odrobinę słońca i dużo świeżego powietrza:)
Dobrej nocy wszystkim zaglądającym!:)
Teresa

niedziela, 5 maja 2013

Sezon grillowy uznaję za otwarty!

Dziś udało nam się, dzięki jako takiej przychylności aury, zainaugurować sezon grillowy 2013!:) Jakieś dwa tygodnie temu zakupiliśmy grilla, raz już nawet rozpalaliśmy, ale było to nieco oszukane, bo dziewczyny siedziały na górze, a chłopaki smażyli na dole. Dziś jednak wszystko odbyło się zgodnie z rytuałem, czyli wszystko działo się na zewnątrz:) Było na maksa fajnie i brakowało tylko Emilii oraz Piątasów. Za to Vaida z Pawłem przyjechali z Nojusem, który rośnie w oka mgnieniu i już coraz bardziej zaczyna się rozkręcać z gadaniem, nawet Gosia i Michał zabrali Ritkę, która mogła pohasać wokół domu. Było naprawdę miło posiedzieć na świeżym powietrzu i w końcu móc nieco pogadać o wszystkim i o niczym.  Następna okazja do wspólnego posiedzenia nadarzy się pewnie w czerwcu dopiero, z okazji urodzin Wiatraczka, co już dziś zakomunikowaliśmy i mamy nadzieję, że tym razem nikogo nie zabraknie:)
Aż trudno uwierzyć, ale to już w najbliższą sobotę lecę do Polski! Też już nie mogę się tego doczekać! Jeśli tylko alergia mnie nie złamie, będzie to z pewnością wspaniały czas! Mam nadzieję załatwić wiele rzeczy do ślubu i roznieść zaproszenia, no i z pewnością muszę kupić buty! Szkoda tylko, że lecę sama, choć i to ma swoje zalety;) Tym razem jednak nie umawiam się z nikim, bo to później tylko rozczarowania, tłumaczenia i smutek, że się nie udało... Pewne plany spotkaniowe są, ale do samego końca pozostaną tajemnicą;) 
Z ciekawostek - do naszego ślubu od dziś tylko 102 dni!!! Szybciutko zleci, a im bliżej, tym jakoś nieco bardziej stresująco, czy wszystko będzie ok i na czas... Wciąż nie wiemy, gdzie będziemy się przebierać, czy lepiej w hotelu, czy każdy w innym miejscu. Poza tym wesele będzie w Sulechowie i tam w hotelu zostaniemy po weselu więc bez sensu nieco płacić jeszcze za hotel w Zielonej Górze. Ehs, sama nie wiem, jak to zorganizować, muszę to przemóżdżyć na spokojnie. To nieco drugorzędna kwestia, póki co nie ma co zbytnio się tym martwić. Ale gdzieś na liście jest;)
I to tyle z nowości - na innych frontach cisza i spokój - i doooooobrze!:) Lepiej mieć na głowie mniej w jednym momencie, niż więcej:) Dziś między innymi i o tym było na grillu, a może raczej już w domu, kiedy pogoda nas pogoniła;) Takie to oto emigranckie dysputy - jakże potrzebne i ważne...:) I tyle - odezwę się już pewnie po Polsce:) W ogóle pierwszy raz lecę do Szczecina teraz - cena biletu mnie przekonała;)

Do następnego!
T.