wtorek, 31 grudnia 2013

Grudzień nas zastał:)

Mój urlop nie trwał aż tak długo, jak z bloga by wynikać mogło, ale mentalnie mi się przeciągnął…:) Strasznie nie chciało się wracać do tej rutyny, do szarości szkockiej i do myśli, że następny urlop dopiero po 11 czerwca (głupio liczony od dnia, kiedy zaczęłam pracę, a nie od początku roku)… Jakby nie patrzeć to jeszcze pół roku! W międzyczasie będziemy mieli razem wolne 1-5 stycznia i może uda się gdzieś na kilka dni lokalnie pojechać więc jest 'not that bad';) Pojedziemy gdzieś na koniec Szkocji może, a może polecimy gdzieś po taniości, albo zaczniemy przygotowywać się do tego Kilimandżaro na poważnie, w prawdziwych górach;) Możliwości jest wiele. Wiele jest możliwości. Tylko trochę już tęskno za Polską.
Co do zaległości. Urlop udał nam się super! Pogoda dopisywała, choć nie było upalnie. Ale w zupełności wystarczyło, porównując do szaro burej Szkocji w listopadzie, to było po prostu cudnie! Kilka dni słońce bawiło się z nami, jak chciało, na chwilę się pojawiając, na trzy razy tyle znikając na chmurami, ale i tak udało się nieco złapać tych promieni:) Woda była nieco za zimna dla mnie więc trochę wstyd się przyznać, ale gdyby nie nurkowanie, to bym pewnie nawet nie zanurzyła nóg powyżej kolan…;) Wiem, wiem, siara na maksa, ale mam swoje zasady, a woda poniżej 22 stopni mniej więcej nie nadaje się do kąpania:)
Sama wyspa malutka bardzo - łatwo udało nam się ją objechać wzdłuż i prawie wszerz w dwa dni (no, pomiędzy śniadaniami, a kolacjami w dwa kolejne dni) i dostarczała pięknych widoków: z jednej strony wulkaniczne krajobrazy, ciemne, masywne góry, a drugiej piękne piaszczyste plaże, z cudną turkusową wodą i drobnym, delikatnym piaskiem. Ma swój klimat, bez dwóch zdań, ale dla ludzi szukających masy rozrywek nie jest idealnym miejscem. Dla nas fajnie, bo chcieliśmy odpocząć, co chcieliśmy zrobić, to zrobiliśmy (czytaj: nurkowanie) więc bardzo nam się podobało:) A towarzystwo do tego wszystkiego mieliśmy super, także reasumując wyjazd uznajemy za udany:) No, i udało się w końcu zmobilizować i zrobić nurkowy certyfikat:) Jeszcze jeden wyjazd i miejmy nadzieję zrobimy Open Water i sami będziemy mogli nurkować, co jest tańsze i nie trzeba po raz kolejny przechodzić tych ćwiczeń w basenie;) To zabawne, ale ja zawsze okropnie bałam się dużej, głębokiej wody i po raz pierwszy ever czerpałam z tego nurkowania przyjemność, a o rozpierającej dumie, że dałam radę to już nie wspomnę!:) Ehs, fajnie było:)
Wakacje wakacjami, ale trzeba było wrócić do rzeczywistości. Dla Piotrka oznaczało to nawet więcej, bo w niedzielę wróciliśmy z wakacji, a w poniedziałek poszedł pierwszy raz do nowej pracy. W końcu robi to, co lubi, co sprawia mu frajdę i ma możliwość więcej używać angielskiego. Ale to jeszcze nic - on naprawdę wraca z pracy zadowolony, mam wrażenie, że codziennie na takiej 'podjarce';) Może to dlatego, że to początki, ale i tak mnie to cieszy, a czasem nawet bawi;) Tylko codziennie wieczorem pytanie 'A w co się jutro ubieram?' mnie nieco rujnuje, ale i to jakoś da się przeżyć;) Bo prawda jest taka, że teraz musi się 'jakoś' prezentować, tu już nie sprawdza się zasada, że ileś dni z rzędu może nosić te same spodnie, bo przecież jeszcze nie są brudne;)
No i tak to u nas jest, w dużym skrócie:) Ten post jest nieco zaległy, napisany nieco wcześniej, ale zdecydowałam się go wrzucić - dużo w ciągu ostatnich dni się działo, mieliśmy gości przez święta, ale to już zasługuje na nowy wpis:) Póki co Kochani, dużo zdrówka dla Was w tym Nowym Roku, radości z rzeczy małych, miłości i spełnienia - wszystkiego i we wszystkim, niechaj ten rok będzie dla Was łaskawy!