niedziela, 22 lutego 2015

Jak żyć po trylogii o boskim Christianie Grey'u?

Dobra, nie będę ściemniała: książki wciągnęły mnie bez reszty, bardzo mi się podobały, myślałam przy ich czytaniu dużo, film mnie rozczarował totalnie!

Ale od początku. Kiedy fala popularności Christiana Grey'a przetaczała się przez Polskę oraz Wielką Brytanię gardziłam nim szczerze, nie podobało mi się, kiedy znajome i ich znajome na fejsie się ekscytowały przerabianymi właśnie tomami o boskim Christianie i uważałam, że to było bardzo płytkie. Wszystko bowiem toczyło się wokół seksu - jeszcze wtedy nie miałam pojęcia jakiego! Grey mnie totalnie nie ruszył i nawet bym rzekła, że mi zwisał nisko. Wszystko jednak zmieniło się, gdy koleżanka zaproponowała mi pójście z nią do kina na seans. Myślę sobie: osiem i pół funta, kameralne kino, dobre towarzystwo - niech stracę, o ile w ogóle. I taka refleksja, ze siara iść do kina na ekranizację czegoś, czego się nie zna zupełnie, bez swojego wyobrażenia o scenografii, aktorach i całym tym 'zapleczu'. Czasu miałam jednak niezbyt dużo na wchłonięcie książki, a przynajmniej tak mi się zdawało, ale się pocieszałam, że jakby co zmęczę choć jeden tom w tydzień, a że film jest na podstawie pierwszej części, może więc będzie git. Mąż nie chcąc płacić za książkę wątpliwej jakości znalazł mi na 'kundla' wersję za darmo i tak oto zaczęła się moja ośmiodniowa przygoda z Panem Greyem. Trwała tylko osiem dni - na trzy tomy! Sama nie mogłam w to uwierzyć! Chyba nigdy książka aż tak mnie nie wciągnęła! Ale to nie sceny ich perwersyjnego seksu mnie tak przy niej trzymały, ale ta wielka chęć, by ujrzeć Christiana przemienionego! Może ja go nadinterpretowałam, może poszłam za daleko w szukaniu w tej książce wartości, ale je znalazłam! Mało tego, raz nawet zapłakałam nad ich losem! I to tak szczerze, kiedy Pan Szary przyznał, że jego przeszłe życie było złe, że nigdy nie kochał naprawdę i że wspaniała, skromna Ana je odmieniła i że czuł się z nią szczęśliwy.

A wracając do perwersji, której i ja na początku nie mogłam znieść i mnie krępowała, to prawda jest taka, że nasze łóżko to nasza sprawa i tak długo, jak obie strony DOBROWOLNIE (bez jakiegokolwiek przymusu, co trzeba podkreślić grubą linią) się zgadzają na korzystanie z gadżetów, tak długo, aż nie dzieje się nikomu krzywda, to jak dla nie nie ma o czym mówić. Cały ten początkowy 'układ', w jaki mieli wejść był chory i to bez dwóch zdań, ale przecież szybko się z niego wycofał. Jak dla mnie dziś ludzie, z pozoru normalni, mają bardziej popieprzone relacje w związkach, aniżeli Ana z Christianem. A on ją przynajmniej naprawdę kochał i ja to czułam w tej książce... Być może to moja wielka chęć ukręcenia bata z gówna i wielka wiara w ludzi, ale kiedy czytałam książki, to moim największym marzeniem było nie znowu czytać o ich uniesieniach w sypialni, ale zobaczyć Grey'a jako kochającego mężczyznę, który rozprawił się ze swoją przeszłością i polubił siebie - chyba się udało;)

Wiem, wiem, książka nie jest wcale ambitna, ale raz na jakiś czas można spędzić tydzień na czytaniu czegoś, co nas przenosi do trochę innego świata, poniekąd odmóżdża, co nie do końca u mnie miało zastosowanie, ale nie była to dla mnie udręka psychiczna i ciężka do strawienia powieść. Dużo bardzo myślałam nad tym, czy rzeczywiście oddaje choć w małym stopniu zarys dzisiejszych relacji międzyludzkich, czym są granice naszej własnej seksualności i jak je definiować, co z komunikacją naszych potrzeb i pragnień w relacji (do epizodu bicia pasem mogło wcale nie dojść, albo mógł zostać urwany w trakcie...). I doszłam do wniosku, że to wszystko jest nieźle popieprzone - jak w książce, tylko w nieco innym wymiarze, bo jeszcze do tego wszystkiego okraszone smutną biedą... Kobiety nawet dziś pozwalają się bić i to tak, że żadna strona nie czerpie z tego przyjemności, poświęcają się w łóżku, bo facet ma potrzeby, tkwią w związkach z przyzwyczajenia, a do tego jeszcze nie mają szansy na luksusowe życie. Lipa na maksa i nie dziwię się, że im się trylogia podoba - zabiera je do lepszego, aczkolwiek równie popieprzonego, świata. 
Do kina bym drugi raz nie poszła, chyba najgorzej zekranizowana książka. Dzięki Dakocie i Jamiemu dałabym 3/10 i więcej nie chcę oglądać! Akuratnie w tym przypadku ekranizacja tylko pierwszej części to totalny niewypał, lepiej pozostawić resztę swojemu wyobrażeniu.

Teresa