piątek, 10 lutego 2012

Wolnego powinno być nieco więcej.

Oj, tak miło zawsze mijają te dni wolne, że aż żałuję, że nie urodziłam się księżniczką, czy czymś tego pokroju - nie musiałabym ciężko pracować, gotowałabym prawdziwe obiady, czytałabym książki i gazety (w Charakterach nadrobiłam ostatnio zaległości z listopada, jestem w połowie grudnia, a tu styczeń i luty leżą i kwiczą - no, leżą w przenośni, bo zaczęłam prenumerować e-wydania). Oj, już się rozmarzyłam zanadto...;) A tak poważnie, to bardzo lubię te dni wolne - nawet, jeśli są zawalone praniem, sprzątaniem, zakupami (artykułami spożywczymi oczywiście) i wszystkim tym, co z przyzwoitości robić trzeba, a tak się czasem nie chce. Dlatego mam na to sposób: zrobić wszystko małoprzyjemne w pierwszy dzień, z samego rana i mieć już z głowy:] Ja tak robię, zazwyczaj:]
Dziś, po dwóch tygodniach "chodzenia za mną" zrobiłam w końcu kluski śląskie! Wyszło ich chyba ze 100, część spoczywa już w moim żołądku, część powędrowała do zamrażarki - będą jak znalazł na następny raz, kiedy dopadnie mnie ochota na coś tak ziemniaczano - mącznego;) W ostatnim tygodniu ugotowałam też żurek - oczywiście z pomocą Winiar, bo jakoś takie zwykle, proste dania ostatnio najbardziej mi smakują. A do tego dziś nakulkowałam tych klusek tyle, że jeszcze na dwa obiady spokojnie wystarczy - tak naprawdę zajęło to może ze dwie godziny razem, czyli średnio dużo. Więc jak w przyszłym tygodniu będę miała wolne, to prawdopodobnie pójdę na łatwiznę i uruchomię zasoby zamrażarki;) I będę myślała już tylko o urlopie w Polsce!;) Strasznie nie mogę się doczekać już tego wyjazdu! Wprawdzie to tylko niewiele ponad tydzień wolnego, czyli żaden wielki szał, ale zawsze to powiew polskości... Tej, za którą tak się czasem mocno tęskni...
Przeczytałam w ostatnie dwa dni książkę "P.S. Kocham Cię" - trochę taki Harlekin, trochę nie, w każdym razie to mój pierwszy e-book, czytany na telefonie i muszę powiedzieć, że ta forma czytania bardzo mi odpowiada - telefon mam zawsze przy sobie więc nawet w ciągu 5 minut wolnego czasu można trochę poczytać. A powracając do książki samej, to momentami bardzo wzruszająca opowieść o kobiecie, która w wieku 30 lat została wdową - jej mąż zmarł na nowotwór:( Sama fabuła może szalenie nie powala, ale jest w niej coś takiego, że chce się czytać i tak się myśli i myśli. Porzuciłam nawet na ten czas czytanie Alef'a, bo o wiele, wiele bardziej ciągnęło do tej drugiej. Teraz Alef w kolejce, a zaraz po nim Dom na Zanzibarze:] A później Białą Masajkę planuję wciągnąć;) Jeszcze jej nie mam, ale coś się pomyśli;)
Gdyby tylko udało się mieć więcej wolnego w pracy, byłoby bardziej gites! Byłoby więcej czasu na takie przyjemności:) Tak sobie myślę, żeby zagadnąć do Anne, że chciałabym pracować tylko 4 dni w tygodniu - mogę mieć wtedy wszystkie zamknięcia, czyli po 9 godzin i by w sumie starczyło, a dodatkowy dzień wolny by się przydał. Teraz i tak mam tylko około 37 godzin, a pracuję 5 dni. Coś trzeba podziałać zatem;) Tak swoją drogą, to zaczynam się naprawdę mocno irytować już tą pracą:/ Taki chaos panuje, że mnie to męczy:/ Ostatnio pomyślałam nawet, że może się zatrudnię w McD tutaj;) Może tam byłoby przynajmniej wszystko jakoś poukładane... Chyba tego porządku mi tutaj najbardziej brakuje...
Wiatrak zbiera się na siłownię, ja uskutecznię megaszybkie SPA i w łóżku będę kontynuowała Alef'a:] Plan idealny! Najlepszy! Zatem do dzieła!;)

T.