niedziela, 28 kwietnia 2013

Każdy w swoim "kącie"

Nieco długo mnie nie było, a powodów tego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka:) Po pierwsze mam zablokowanego Facebooka więc odruchowo już nie uruchamiam komputera po powrocie z pracy. Po drugie szperam wciąż w sieci i szukam inspiracji lub ich fizycznej możliwości wykonania w związku ze zbliżającym się ślubem. Ciągle przypomina się coś nowego, a to tu, a to tam coś przyuważę i tak niemal codziennie coś w tym temacie się kręci - swoją drogą zostało już tylko 113 dni do naszego Wielkiego 15 sierpnia!!! Czas po prostu zmyka tak niepostrzeżenie... Wciąż nie mogę w ogóle uwierzyć, że to już za niedługą chwilę zostanę żoną mojego męża! Jak to w ogóle brzmi!!!:))))) Kosmos jakiś! Ale ekscytujący kosmos;)
Nawiązując nieco do tytułu posta, to w tym tygodniu mamy wolny cały weekend razem, a teraz po dniu spędzonym wspólnie, między innymi na planowaniu "tego i owego", każdy siedzi w swoim kącie i robi, co mu się podoba:) Więc ja na górze pisząc posta, Wiatrak na dole testując jakąś grę i jest git:) Dobrze mieć chwilę tylko dla siebie:) Z tygodnia na tydzień uświadamiam sobie jeszcze bardziej, jak dobrze mieć te weekendy lub same niedziele wolne! Do tego stopnia się przyzwyczaiłam, że w zasadzie tylko w niedziele nie dzwoni budzik (Wiatrak dotychczas pracował także w soboty, całe 3 godziny, ale jednak musiał rano się zbierać), że dziś się obudziłam (w ogóle o 7!!!) i myślałam, że jest niedziela. "Rozczarowanie" chwile później było najmilszym akcentem tego dnia:) I tak oto jutro również mamy dzień dla siebie - tym razem bez gotowania, bo idziemy na obiad;) Z odsetek na koncie oszczędnościowym, które wczoraj odkryłam hahahahaha 
Poza tym nowość mojego życia - w dni wolne wstaję o 7, no zdarza się i o 8, ale to i tak nie zmienia postaci rzeczy, że to do mnie nie podobne! Chyba się starzeję...:) Ale jest tego jakiś pozytyw - wstaję niemal ze słońcem, idę razem z nim spać więc dzień wydaje się na maksa długi i to jest fajne uczucie. Dwa tygodnie temu miałam wolny poniedziałek i wstałam o 7.15 - było jasno na górze (przenieśliśmy nasze noclegowisko z powrotem na górę, na dole jest mini - pracownia Wiatraczka), kaczki lub gęsi za oknem nadzierały się jak szalone więc postanowiłam zwlec się z łóżka i wypełniać poniedziałkową codwutygodniową rutynę - jakież było moje zdziwienie o 11.30, że oto już wszystko elegancko sprzątnięte, pranie schnie, obiad gotowy. Więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:)
Tak jeszcze monotematycznie, to nasze zaproszenia ślubne są w trakcie przygotowywania!!! Dorotka moja kochana napracowała się przy wzornikach, a my wybraliśmy, jak się okazało po fakcie, najskromniejsze:) Bardzo już nie mogę się ich doczekać na żywo, co nastąpi w okolicach 12 maja:) Bowiem 11 maja lecę do Polski na ponad tydzień - sama niestety - i muszę je wtedy rozprowadzić po zainteresowanych:) Już nie mogę się doczekać!!!:)
No a poza ślubem, to standardowa rutyna u nas, po lekkiej kontuzji Wiatraka znów uczęszczamy na siłownię, ja ćwiczę też nieco w domu. Bieganie zeszło na nieco dalszy plan, ale myślę, by w poniedziałek choć parę kilometrów pyknąć. Teraz zdecydowanie więcej interwałów się pojawia w moich treningach i myślę, że to dobry kierunek dla takich amatorów, jak ja;) Padam czasem na twarz, ale takie 20 - 30 minut intensywniejszego treningu daje lepsze efekty, niż godzina biegania. Na efekty finalne przyjdzie mi jeszcze poczekać, ale wiele lat złych nawyków i braku ćwiczeń nie może tak po prostu pójść w zapomnienie;) Tak to sobie tłumaczę, zwłaszcza jak patrzę na swoje znienawidzone "boczki";)
Tak, czy owak, za dwa tygodnie przylatuję! Bardzo żałuję, że nie udało nam się dotrzeć w ten weekend na Zlot Wilków, na okrągłą rocznicę, ale po prostu urlopowo i finansowo nie daliśmy rady:( Ja lecę w maju, razem lecimy w czerwcu, no i w sierpniu ślub, a później jeszcze Piątasów wesele. Ten rok obfituje w wiele ważnych wydarzeń i strasznie trudne są takie wybory. Ale to już jest wpisane w nasze życie: wybory, wybory, wybory (btw: to był temat przewodni dzisiejszego dnia).
Powoli kończę, pewnie do mojego przyjazdu niczego więcej tu nie znajdziecie - mam nadzieję wszystkich "obskoczyć" będąc w Polsce i na żywo zdać relację ze Szkocji:) To będzie szalony tydzień z milionem spraw ślubnych do załatwienia;) I oby tylko alergia nie uprzykrzyła mi tego pobytu:)

Tymaczasem borem lasem - do zobaczenia na żywo:*
Teresa