środa, 17 października 2012

Nic za bardzo do czytania, bardziej do oglądania:)

Tak, jak wcześniej obiecałam, obfotografowałam nieco naszą hacjendę i choć zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia, to w sumie nie szkodzi - jakby ktoś miał ochotę porównać to z rzeczywistością, to jak najbardziej jest to możliwe. Acha, na zdjęciach nie ma dolnej sypialni, bo chwilowo służy za suszarnię, ale obiecuję, że jest. Jeszcze tam nie spaliśmy więc nie wiemy, czy będzie dla gości, czy dla nas, póki co śpimy na górze - przynajmniej do toalety w nocy bliżej;)
Ale do rzeczy...:)
Widok na naszą kuchnię, z wejścia, bo wchodzi się właśnie przez kuchnię, z tarasu:) Zasadniczo w niczym to nie przeszkadza:)


A tutaj widok ze schodów - kawałek kuchni i miejsce, gdzie spożywamy śniadania. 


Góra i moja ulubiona miejscówa! Kanapa przy oknie! Wymiata, przyciąga i dobrze się wciąga Friends'ów hahahahaha


Tym razem widok na Wiatraka ulubioną miejscówę (ta po lewej, z podusią, która przypadkiem się ulokowała właśnie tam), nieco dalej stół zdolny pomieścić minimum 6 osób, a za ścianką nasza bieżąca sypialnia:)


A tutaj już łazienka, która, jeśli ktoś ma nieco wyobraźni znajduje się dokładnie na przeciw łóżka - stąd lubię spać właśnie tutaj;)


Widok na nasz domek letni, gdzie mamy nadzieję delektować się kawą w ciepłe dni (one nadejdą szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa - mówię Wam!), zdjęcie zrobione z okna zaraz przy śniadaniowym stoliku:)


No a tutaj powracamy do punktu wyjścia, czyli drzwi z kuchni wprost na taras:) Jakby trudno było przyuważyć, to nieco za domkiem letnim stoi taka zielona niby - beczka i to jest nasz... kompost!!! W końcu mamy własny kompost, za którym Wiatrak nie przepada, bo jak się go otwiera to nieco "zapodaje", ale to tylko wszystko to, co zjadamy, a raczej co z jedzenia zostaje i to powinno też dać do myślenia;)


A na sam koniec widok z okna na górze zaraz po powrocie z pracy... Rano jest bardzo podobnie, a może nawet piękniej...:) Ta cisza i spokój rekompensują wszystko! I nawet pociąg tak blisko, blisko domu nie przeszkadza już aż tak! Ja po prostu kocham to miejsce!... A jeszcze ważniejsze, że razem możemy się tym wszystkim cieszyć:) A to wszystko dzięki Wiatrakowi, bo to On wyłowił tą ofertę:*
Jak już pisałam poprzednio, jeśli szukacie pomysłu na wakacje, to zapraszamy, mogą to być zimowe, wiosenne, letnie, jesienne wakacje:)
I to w sumie na tyle dziś - miały być tylko zdjęcia, wyszło troszkę więcej:) Czytających pozdrawiam ciepło, mimo, że rano było w minusie:) Dobrej nocy!

T.

poniedziałek, 15 października 2012

Z pamiętnika wiejskiej gospodyni...:)

Klimat, jaki panuje w naszym nowym Domu jest moim ulubionym - bez dwóch zdań! Ani przez chwilę nie pomyśleliśmy, że może decyzja była nietrafiona, że dojazdy są męczące, a poza tym, że będziemy teraz mniej oszczędzać - mimo, że dwie ostatnie rzeczy są mocno zgodne z prawdą, ani nawet nie przyszłoby mi do głowy zmienić tego miejsca na coś innego! It's just perfect!:) Prawda jest taka, że każde mieszkanie, które chcielibyśmy tylko dla siebie, czyli z jedną lub dwoma sypialniami w mieście kosztowałoby tyle samo, a na pewno klimatu nie było takiego, jak tutaj - wiem, że obiecałam kilka fotek więc mam wielką nadzieję, że jutro uda mi się obietnicę zrealizować. Może uda się choć trochę oddać klimat:)
Ostatnie tygodnie minęły szybko, ale to żadna tajemnica, że czas po prostu biegnie za szybko... Po drodze były urodziny Gosi i Michała, mieliśmy okazję posiedzieć razem w większym gronie, zjeść dobrą kolację i po prostu fajnie spędzić czas:) Tego samego dnia Piątas miał urodziny, ale nie było nam dane razem celebrować tego czasu. Ale już więcej nic nie napiszę na ten temat - wciąż trawię:|
Poza tym wczoraj byłam na imprezie pożegnalnej Sylwii, z którą pracowałam poprzednio, bo zdecydowała się przenieść swoje życie do Hiszpanii - z racji oczywiście faceta;) Trochę smutno, bo mimo, że nie byłyśmy w mocno zażyłych relacjach, nie miałyśmy nigdy czasu, by spotykać się prywatnie, to dużo przegadałyśmy w pracy i dobrze się dogadywałyśmy. No, ale przynajmniej będzie gdzie jeździć na wakacje:)
A tak poza tym, to zaczęliśmy w czwartek angielski - było fajnie choć to dopiero pierwszy raz więc sporo organizacyjnych kwestii zjadło dużą część naszego czasu. Ale już po pierwszych zajęciach coś w głowie zostało więc fajnie:) Tylko problem polega na tym, że jednak przyszłam późno do pracy, było busy, przebierałam się szybko, wpadłam do customersów nieogarnięta, niedoinformowana więc na maksa to nie robi... W związku z tym będę zaczynała pracę w czwartek dopiero o 13.30 i stracę 4 godziny tygodniowo... No ale jednak angielski ważniejszy!:) Będzie ok, najwyżej kupimy tańszą sukienką ślubną;)))))))
Dziś mamy 14 października więc dokładnie za miesiąc lecimy na wakacje! Strasznie już nie mogę się doczekać! Zwłaszcza, że ostanie dni, a w zasadzie tydzień, były okrutnie ciemne, deszczowe i aż nie chciało się rano wstawać... Zwłaszcza, że teraz, kiedy razem dojeżdżamy zdarzają się "dni siłowniane", co oznacza nie mniej, nie więcej, niż tylko pobudkę o 6 rano i wyjazd na siłownię o 7:] Jest wtedy w ogóle ciemno i nieprzyjemnie... Ale nie ma co - tylko pozytywy z tego wynikają;) A powracając do wakacji, to trzeba rozglądnąć się za jakimś bikini, szortami i innymi tego typu gadżetami;) Masakra jest taka, że będziemy lecieli 10,5 godziny i nie wiem, jak to przeżyjemy, ale, ale, ale... będziemy się dwa tygodnie byczyć i to jest najważniejsze! Myślę, że zasłużyliśmy na solidną porcję relaxu po ostatnim roku.
Powoli trzeba się zbierać do spania. Jutro po raz pierwszy zostaję sama w domu! Nie idę do pracy, nie jadę do miasta, wieś moim sprzymierzeńcem:) Muszę odrobić pracę domową z angielskiego, ogarnąć Dom, poprać, ale strasznie mnie to cieszy! Lubię nasz Dom - baaaaaaaaardzo:) I tym miłym akcentem życzę Wam dobrej nocy!:)

T.