poniedziałek, 15 października 2012

Z pamiętnika wiejskiej gospodyni...:)

Klimat, jaki panuje w naszym nowym Domu jest moim ulubionym - bez dwóch zdań! Ani przez chwilę nie pomyśleliśmy, że może decyzja była nietrafiona, że dojazdy są męczące, a poza tym, że będziemy teraz mniej oszczędzać - mimo, że dwie ostatnie rzeczy są mocno zgodne z prawdą, ani nawet nie przyszłoby mi do głowy zmienić tego miejsca na coś innego! It's just perfect!:) Prawda jest taka, że każde mieszkanie, które chcielibyśmy tylko dla siebie, czyli z jedną lub dwoma sypialniami w mieście kosztowałoby tyle samo, a na pewno klimatu nie było takiego, jak tutaj - wiem, że obiecałam kilka fotek więc mam wielką nadzieję, że jutro uda mi się obietnicę zrealizować. Może uda się choć trochę oddać klimat:)
Ostatnie tygodnie minęły szybko, ale to żadna tajemnica, że czas po prostu biegnie za szybko... Po drodze były urodziny Gosi i Michała, mieliśmy okazję posiedzieć razem w większym gronie, zjeść dobrą kolację i po prostu fajnie spędzić czas:) Tego samego dnia Piątas miał urodziny, ale nie było nam dane razem celebrować tego czasu. Ale już więcej nic nie napiszę na ten temat - wciąż trawię:|
Poza tym wczoraj byłam na imprezie pożegnalnej Sylwii, z którą pracowałam poprzednio, bo zdecydowała się przenieść swoje życie do Hiszpanii - z racji oczywiście faceta;) Trochę smutno, bo mimo, że nie byłyśmy w mocno zażyłych relacjach, nie miałyśmy nigdy czasu, by spotykać się prywatnie, to dużo przegadałyśmy w pracy i dobrze się dogadywałyśmy. No, ale przynajmniej będzie gdzie jeździć na wakacje:)
A tak poza tym, to zaczęliśmy w czwartek angielski - było fajnie choć to dopiero pierwszy raz więc sporo organizacyjnych kwestii zjadło dużą część naszego czasu. Ale już po pierwszych zajęciach coś w głowie zostało więc fajnie:) Tylko problem polega na tym, że jednak przyszłam późno do pracy, było busy, przebierałam się szybko, wpadłam do customersów nieogarnięta, niedoinformowana więc na maksa to nie robi... W związku z tym będę zaczynała pracę w czwartek dopiero o 13.30 i stracę 4 godziny tygodniowo... No ale jednak angielski ważniejszy!:) Będzie ok, najwyżej kupimy tańszą sukienką ślubną;)))))))
Dziś mamy 14 października więc dokładnie za miesiąc lecimy na wakacje! Strasznie już nie mogę się doczekać! Zwłaszcza, że ostanie dni, a w zasadzie tydzień, były okrutnie ciemne, deszczowe i aż nie chciało się rano wstawać... Zwłaszcza, że teraz, kiedy razem dojeżdżamy zdarzają się "dni siłowniane", co oznacza nie mniej, nie więcej, niż tylko pobudkę o 6 rano i wyjazd na siłownię o 7:] Jest wtedy w ogóle ciemno i nieprzyjemnie... Ale nie ma co - tylko pozytywy z tego wynikają;) A powracając do wakacji, to trzeba rozglądnąć się za jakimś bikini, szortami i innymi tego typu gadżetami;) Masakra jest taka, że będziemy lecieli 10,5 godziny i nie wiem, jak to przeżyjemy, ale, ale, ale... będziemy się dwa tygodnie byczyć i to jest najważniejsze! Myślę, że zasłużyliśmy na solidną porcję relaxu po ostatnim roku.
Powoli trzeba się zbierać do spania. Jutro po raz pierwszy zostaję sama w domu! Nie idę do pracy, nie jadę do miasta, wieś moim sprzymierzeńcem:) Muszę odrobić pracę domową z angielskiego, ogarnąć Dom, poprać, ale strasznie mnie to cieszy! Lubię nasz Dom - baaaaaaaaardzo:) I tym miłym akcentem życzę Wam dobrej nocy!:)

T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz