sobota, 29 września 2012

Piątek, po którym sobota jest wolna w końcu nadszedł:)

Od zeszłego tygodnia, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego lokum (szerzej o nim nieco dalej) i codziennie "walczyliśmy" ze skutkami przesiedlenia, miałam wrażenie, jakby dni płynęły strasznie wolno, były jakieś takie długie, niemal codziennie wracaliśmy do domu późnymi wieczorami, bo to zakupy, innym znowu razem spotkałam się z Sylwią po pracy na miłą czekoladę i pogaduchy, innym znowu razem sprzątaliśmy stary pokój definitywnie i tak się to jakoś wszystko niemiłosiernie ciągnęło i ciągnęło. Nie mieliśmy nawet za dużo czasu nacieszyć się naszym "Averon Cottage" - oficjalna nazwa naszego domostwa:) A cieszyć się jest z czego...:)
Mieszka nam się baaaaaardzo dobrze, jedynym minusem jest bliskie sąsiedztwo torów kolejowych, ale i do tego niemal już zupełnie przywykliśmy:) Pociągi przejeżdżają szybko, są krótkie i trochę trzęsie domkiem, ale i to przestaje powoli doskwierać. Swojego osobistego domu nie chciałabym w takim pobliżu traktu kolejowego, ale jak na wynajęty jest w porzo:) Jest bardzo ciepło - mimo, że mamy tylko jeden kaloryfer, który w dodatku jest sterowany przez piec naszego sąsiada zza ściany, ale trzeba przyznać, że Lorens (brat właściciela i nasz najbliższy zaścienny sąsiad) grzeje równo - choć tylko wieczorami i rano, ale kiedy wstajemy jest już ciepło i gdy wracamy koło 18 znów jest baaaardzo przyjemnie więc narzekać zupełnie nie możemy:) Mam dylemat, jak nazywać nasze nowe lokum - mieszkanie, czy dom, ale chyba jednak zasługuje na miano domu i tego będę się trzymała:) Postaram się na dniach, kiedy ostatecznie uporządkujemy nasze rzeczy w komodach i na półkach obfotografować domostwo i umieszczę parę zdjęć tutaj. Na razie musicie mi wierzyć na słowo, że jest bardzo miło i przytulnie i pachnie! I nawet nie czuć wilgoci, jaka towarzyszyła nam na George Street:) A wodę mamy przecież jakieś 200 metrów od domu - widoki przecudne, zwłaszcza rano, kiedy czasem nie chce się wychylić nosa spod kołdry (nowozakupiona, zdała egzamin celująco!), widok za oknem wynagradza wszystko! I ta cisza wieczorem - doznania bezcenne!:) Myślę, że decyzja o zamieszkaniu tutaj była słuszna - mimo odległości od centrum, przychodzenia do pracy pół godziny przed czasem;) Ja jestem kompletnie zakochana w tym miejscu! I w końcu mamy dodatkowe łóżko dla Gości - zapraszamy wszystkich chętnych:)
W związku z nowym domem, jakoś ślub poszedł lekko w odstawkę, to znaczy wiemy już, że data uległa drobnej modyfikacji - na 15 sierpnia - UWAGA! czwartek - miejsce: Pod Aniołami w Sulechowie:) Więc może i dlatego trochę odpuściłam - bo przynajmniej miejsce i datę mamy już zaklepane, teraz na spokojnie jakiś grajek, fotograf, sukienka, obrączki i już;) Myślę, że teraz w styczniu, kiedy planujemy na kilka dni przylecieć na urodziny Miłosza z grusza pozałatwiamy niektóre tematy:) Na pewno w styczniu będzie taniej - poza sezonem ceny lecą nieco w dół, a jakoś nieszczególnie nastawiamy się na "must have this season" - sukienka z grubsza znaleziona, obrączek się poszuka i będzie git:) Póki co potrzebujemy resetu od myślenia o kosztach i całej reszcie. 
Acha, chciałam jeszcze powiedzieć, że kocham smartfony! WhatsApp to jedna z fajniejszych aplikacji;) Polecam szczerze!:)

To tyle na koniec - jutro rano jadę z Wiatrakiem do miasta - najpierw na zakupy, później na siłownię, a później idziemy na kolację urodzinową naszych znajomych:) Widziałam ciasto ja fejsie i zapowiada się cudddddddniiiieeeee - świeżo i słodko;) Tylko jak my na to zadupie później wrócimy?? Chyba przenocujemy ostatni raz na George Street - w śpiworkach;) Ale to jeszcze zobaczymy jak się sytuacja rozwinie;) Choć zapowiada się, że może się rozwinąć:) Tymczasem dobrej nocy:*
T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz