piątek, 19 grudnia 2014

Wymarzony prezent

W tym roku marzeń świątecznych jest mało. I są w zasadzie mało materialne. Przede wszystkim, by nie było niepotrzebnych nerwów i bieganiny na ostatnią chwilę po sklepach. By odpocząć od codzienności, posiedzieć we trójkę (Brat Niedźwiedź przychodzi) i poukładać puzzle. By się ten barszcz udał po raz pierwszy samodzielnie i by święta naprawdę cieszyły - nawet, jak skromne, bez góry prezentów. I było jedno wielkie, największe w życiu życzenie do Świętego - praca. 

Obiecałam, że bez względu na wynik interview, podzielę się nim i powiem, co to była w ogóle za praca. Oto się więc dzielę w radości wielkiej, we wzruszeniu ogromnym - dostałam ją!!! Wczoraj do mnie zadzwoniła pani Ania z agencji z radosną wiadomością, że oto 5 stycznia zaczynam pracę jako Accounts Payable Assistant w NHSie (upraszczając: asystent w dziale księgowości zajmującym się zobowiązaniami NHSu wobec dostawców wszelkich dóbr i usług, a NHS to taki nasz NFZ) więc po prostu szaleję z radości, bo w końcu zdobędę jakieś doświadczenie biurowe i będzie to cenna pozycja w moim CV! Praca jest tymczasowa, ale nie określony jest termin jej zakończenia - może potrwać do kilkudziesięciu tygodni, poniedziałek - piątek, 9-17! I w dodatku tak blisko Wiatraka pracy, że znowu  będziemy mogli razem dojeżdżać! Ten telefon wczoraj był spełnieniem moich świąteczno - noworocznych marzeń, nie mogłam prosić o więcej. Ona to chyba słyszała w moim głosie;)

W tej radości wielkiej zauważyłam też jedną rzecz - tym razem nowe obowiązki, nowe środowisko mnie nie paraliżują, jestem za to szalenie podekscytowana i ciekawa, co będę robiła, jak będzie wyglądało moje stanowisko pracy, z jakimi ludźmi będę pracowała. Oby tylko taki stan mi się utrzymał do tego 5 stycznia;)
Jest jeszcze coś, co sobie wczoraj uświadomiłam - po raz PIERWSZY w życiu nie będę musiała nosić żadnego uniformu! W końcu normalne, swoje ubrania! To może być najcięższe do ogarnięcia z moją ograniczoną szafą, mały shopping nas będzie czekał więc przed końcem roku - to pewne jak 2x2;) No bo jak to, żeby biurwa chodziła tydzień do pracy w tym samym?!;)

Ducha świąt czuć w naszym domu od wtorku kiedy to postanowiłam z nadmiaru energii po interview upiec pierwsze pierniczki. Pierwsze, ale zarazem i ostatnie, bo napiekłam tyle, że spokojnie wystarczy - i dla nas i dla naszych znajomych, z którymi to mamy zamiar wraz z życzeniami świątecznymi wybrać się w trakcie weekendu. Jutro mam nadzieję uda nam się pojechać do Morrisona po buraki na barszcz i pozostałe warzywa i pójdą w ruch pierogi, może nawet krokiety i dopiero będzie pachniało grzybami, kapustą! Mam nadzieję, że uda mi się wszystko zrobić do wtorku i wtedy tylko w środę smażenie krokietów, gotowanie uszek, doprawianie barszczu, sałatka, ryba po grecku, kluski z makiem i już:) Wygląda na to, że prościzna, ale coś czuję, że może być 'hardkor' bo wszystko pierwszy raz będę robiła! Ale z wielką ochotą za to, bez przymusu, bez stresu - co i jak będzie, to i tak będzie. Muszę tylko jeszcze poszukać jakiegoś małego upominku dla Brata, coby nie było mu smutno, że nic nie dostał.

Na zachętę dla tych, którym się nie chce, trochę świątecznego nastroju prosto od Wiatrowskich! Będę relacjonowała przygotowania potraw na bieżąco! Udanego weekendu wszystkim tym, którzy nie pracują! A tym, którzy pracują: święta blisko!;)

Teresa



niedziela, 7 grudnia 2014

Słowo na niedzielę

Już chyba z milion razy tutaj mówiłam, jak kocham niedziele, kiedy nie trzeba się rano spinać, wstawać pośpiesznie i kiedy wszystko toczy się swoim rytmem. Ja wstaję o 10, bo poszłam spać koło drugiej, Wiatrak dzwoni do mnie o 11.30 bo nie słyszę, jak się drze z góry, że mam go zabrać z łóżka (nie pytam nawet o której poszedł spać, ale jego Jaskinia sygnalizuje, że późno bardziej ode mnie), każdy je śniadanie z lekkim przesunięciem, ale jest cudnie błogo. Dopiero kawę udaje nam się wypić razem. KOCHAM takie dni!

Dziś w międzyczasie tej porannej krzątaniny przeczytałam 'u' Wysokich Obcasów przepiękny artykuł o 65 letnim mężczyźnie, który stworzył wspaniały, choć może nie doskonały, dom dla dwójki swoich dzieci i trójki nie swoich. Artykuł niby jak wszystkie inne w tym przedświątecznym okresie, trochę reklamujący Szlachetną Paczkę (ale bardzo subtelnie, jako cudną ideę), trochę o trudach codzienności rodziny wielodzietnej, ale totalnie inny. Piękny, o pięknym człowieku, takim mądrym, że części rodziców powinno być nieswojo, że domem nazywają mury i wszystkie wygody, jakie w nich mają. Jak opowiadałam Wiatrakowi żywo przejęta, co mnie tak zajmowało przez tych kilka minut, to się niesamowicie wzruszyłam i łzy popłynęły mi po policzkach. O takich ludziach i takich akcjach, jak Szlachetna Paczka chcę czytać na fejsie i długo po nich jeszcze o tym wszystkim myśleć. I jutro wciąż pamiętać, nawet za rok mieć je w sercu!
Wkleję linka, może kogoś jeszcze pan Grzegorz poruszy i nieświadomie zawstydzi, i może skłoni do refleksji nad tym, co ważne. Mimo, że nieco przydługo, to warto tych kilka minut poświęcić na lekturę - dla niektórych może zamiast mszy w kościele. Bo dziś jeszcze dobitniej uświadomiłam sobie, że nie trzeba podążać za tłumem w niedziele, by: wierzyć - w dobro tego świata, w ludzi; modlić się: o więcej ludzi dobrej woli, lepszą przyszłość dla tych, co ich los nie szczędzi; przeżywać: cud ludzkiej miłości do bliźniego; i policzyć się samemu ze swoich grzechów.
Zresztą przeczytajcie sami:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,98083,17071731,Nasz_tlumek__O_tym_jak_Grzegorz_zostal_cala_rodzina.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wysokieobcasy

W razie czego zapisuję artykuł także w Wordzie, na wypadek gdyby link kiedyś był nieaktywny. I na pewno jeszcze do niego wrócę.

A tak z rzeczy nowszych, to w mijającym tygodniu zarejestrowałam się w kolejnej agencji pracy i dwa dni później zadzwonili, że 16 grudnia mam interview, raczej nieformalne, ale chcą mnie 'obejrzeć'! A że jest to praca, jakiej aktualnie szukam, to wsparcie myślowe bardzo wskazane! Szczegóły zdradzę już po - bez względu na wynik rekrutacji, obiecuję!

Poza szarą (ze względu na kolor nieba i panującą aurę u nas) codziennością, powoli się nastawiam na święta. Pierwsze takie, które sami 'od A do Z' będziemy przygotowywali więc szukam przepisów, a w przyszły weekend idziemy na zakupy ostateczne. W tym roku zupełnie bez fanaberii, bez zbędnych wydatków, bo jednak da się odczuć brak jednej wypłaty w budżecie. Więc kupujemy sobie jeden, wspólny prezent i będzie to urządzenie wielofunkcyjne z mikserem, malakserem, szatkownicą i z czasem dokupimy również urządzenie do mielenia! Takie 4w1. Z tej okazji każde z nam zamieniło swoje punkty z programu lojalnościowego O2 na vouchery Amazonu i mamy 40 funtów w kuponach więc samo urządzenie już tak drogo nie wyjdzie, a na pewno będzie bardzo funkcjonalne w naszej kuchni.

Ja tymczasem pędzę do garów, bo ziemniaki się gotują, marchewka się dusi i kotleciory czekają na swoją kolej! Pyszny niedzielny obiad o godzinie 17.30;) Ale mąż chyba nie narzeka;)

Do następnego!
Teresa