niedziela, 16 września 2012

Dłuuuugi weekend w końcu nadszedł!:)

Tak naprawdę wciąż po ślubie Kuby i Emilii nie doszłam jeszcze do siebie. Wróciliśmy w nocy z poniedziałku na wtorek, około 3, a na 9.30 szłam już do pracy. Później praca aż do soboty, tylko niedziela wolna i kolejne pięć dni, które były wyjątkowo "busy". Był wprawdzie ten wolny dzień, ale kompletnie nie odespałam tego szalonego ślubnego weekendu, tej podróży i poza tym niemal codziennie budzę się w środku nocy lub nad ranem i... kolokwialna dupa, spać nie mogę:|  Kompletnie to do mnie niepodobne, bo zawsze przykładałam głowę do poduszki i rano budził mnie alarm, że czas wstawać, a tymczasem coś się zaburzyło. Poczekam jeszcze trochę, zobaczę, czy się coś zmieni, a jak nie, to wtedy zadziałam;) Ja nawet podejrzewam, co może być przyczyną tego niespania: sala na wesele, której, jak się okazało nie mamy, bo rozwiązanie, jakie przedstawił Zajazd Pocztowy kompletnie nas nie urządza - musielibyśmy podzielić Gości na dwie osobne sale, a tańce byłyby w trzeciej. Kompletnie nam ta opcja nie odpowiada, muszę tylko teraz delikatnie Panu managerowi wyjaśnić, dlaczego jednak nie skorzystamy z ich restauracji. Ja byłam pewna, że wszyscy Goście zmieszczą się na jednej sali, a w sali obok będzie można potańczyć, tymczasem wszyyyyyystko się rozjechało. Szkoda troszkę, bo bardzo podobała mi się ta restauracja jako miejsce na przyjęcie weselne. W poniedziałek podzwonię jeszcze do innych miejsc i mam nadzieję, że terminy sierpniowe nie będą już zupełnie zapchane:) Chcielibyśmy pozostać przy tym 10 sierpnia, ale zobaczymy, czy się uda:) Więc jeśli sala będzie już dogadana i nadal będę miała problemy ze spaniem, to wtedy zacznę się martwić:)
Strasznie pozytywne jest to, że mam teraz co dwa tygodnie długi weekend i że każdą niedzielę mam wolną. Dziś, z racji tego, że Wiatrak nie poszedł po siłowni na basen, po obiedzie poszliśmy na spacer - "na koniec świata";) Gdyby nie to, że strasznie wiał wiatr i rozbolała mnie aż od tego zimnego podmuchu głowa, byłoby jeszcze przyjemniej. Niemniej jednak, popołudnie zaliczam do udanych!:) Trochę tylko cierpiałam, bo wczoraj poszłam pierwszy raz po długim "nicnierobieniu" na siłownię i dziś odczuwam skutki, uda i ramiona bolą, jak nie wiem co, a jutro pewnie będzie jeszcze gorzej. Ale zajęcia bardzo fajne - kettlebells - z ciężarami, takimi kolorowymi, fajnymi;) Trochę się tam nawywijałam przy tych ćwiczeniach, ale naprawdę bardzo mi się podobało. Nawet rozważamy z Wiatrakiem zakup zestawu takich ciężarków do domu - bajecznie proste zasady, a dużo pożytku dla ciała;) Jestem maksymalnie na to nakręcona, tak samo, jak na to, by powrócić na rowerki:) W poniedziałek pójdę na zajęcia dla początkujących - od czegoś trzeba zacząć;) A w przyszłości wiosennej bardzo bym chciała kupić rower taki normalny - będziemy mieli gdzie go trzymać w nowym mieszkanku więc fajno bardzo:) A w ogóle, to przeprowadzka już za tydzień! O tej porze mam nadzieję mieć umyte okna, zwiezione część rzeczy i rozkoszować się naszym nowym lokum!!!:) Strasznie już nie mogę się doczekać - jak tylko się przeprowadzimy, obfotografuję wszystko i podzielę się tutaj:)
Tak poza tym stałam się wielką fanką grapefruit'ów! Wstyd się przyznać, ale dopiero ogarnęłam technikę ich jedzenia! Pamiętam, że te owoce zawsze mi się kojarzyły z cierpkością, ale przy okazji naszej diety, do której chyba powrócę od przyszłego tygodnia, musieliśmy zjeść w dzień oszustwa właśnie ten owoc i pokochałam go szczerze!:) Zajadałam się tymi rubinowymi, ale ostatnio z braku laku kupiliśmy takiego podstawowego i też okazał się pyszny więc teraz codziennie niemal pałaszuję te smakołyk:) A że są mega tanie tutaj, to tym lepiej;)
Wczoraj uświadomiłam sobie, że zostały dwa miesiące do naszych wakacji - strasznie już nie mogę się doczekać tego wyjazdu i mam wielką nadzieję, że będziemy zadowoleni, wypoczęci i wrócimy pełni energii:) Lipa tylko jest taka, że opuścimy trzy lekcje angielskiego i ciężko będzie to nadrobić później więc chyba musimy z Morag - naszą nauczycielką - ustalić to szybciej i wcześniej zacząć nadrabiać zaległości. Tych lekcji już też nie mogę się doczekać - jeśli Morag jest tak dobra, jak ją wszyscy dokoła rekomendują, to po tym roku powinien być duży progres i zdany egzamin;) A za trzy lata, to powinniśmy śmigać już perfect;))))) Cóż - czas i tak upłynie, i to szybciej, niż przypuszczamy, a dobry angielski to drzwi otwarte na wiele możliwości - może się kiedyś przeniesiemy w miejsce, gdzie pogoda będzie lepsza, niż tutaj, bo szczerze powiem, że jest to coś, co mnie troszkę dobija... Bez przesady, ale zawsze;)
Nie wiem, czy pisałam o tym wcześniej, ale zaczęliśmy z Wiatrakiem oglądać Friends'ów - kończymy trzeci sezon, z angielskimi napisami oczywiście i troszkę trzeba przyznać można się i z takiego serialu nauczyć;) Mówię oczywiście o aspekcie językowym;) Kiedyś jednak inaczej się oglądało perypetie bohaterów, dziś perspektywa, realia są zupełnie inne, ale wciąż miło ponabijać się na przykład z ich ubiorów;)
To chyba tyle na dziś, jak Wiatrak wróci z walki Pudzianowskiego, może wciągniemy z odcinek Friends'ów, a później, gdy przyłożę głowę do poduszki, raczej nie będę miała problemu z zaśnięciem:) Kolorowych snów wszystkim, a tym, co wieczorem nie przeczytają miłego dnia!:)

Teresa

1 komentarz:

  1. Witaj Teresko! Zdazylas dodać kolejnego posta,a ja nawet nie napisalam maila do Ciebie...wstyd normalnie..kurcze,zawsze,kiedy mam to upragnione "wolne" nadrabiam obowiazkui domowe,kroje warzywa na "jutrzejsza zupe" albo najnormalniej w świecie odmozdzam się przy jakimś lekkim i przyjemnym filmiku..ale promise,niebawem doczekasz się maila,dlugasnego,wypasionego,że wszystkumi nowosciami i odpowiedziami na Twoje pytania z poprzedniego maila:)
    Tymczasem ciesze się razem z Wami ta przeprowadzka i zglaszam nas jako visitorsow next year:)
    Posyłamy milion uścisku i buziaku:***
    Do dłuższego razu!:)
    D.

    OdpowiedzUsuń