sobota, 11 sierpnia 2012

Paczę, a tu już sierpień na półmetku niemal!

Ja nie wiem wprost, jak to możliwe, że czas tak spieprza - kolokwializm taki mi się tutaj wkradł, ale to jest wg mnie najbardziej trafne określenie tego, jak dzień po dniu zmyka. Są dni, kiedy trochę intensywniej o tym myślę i oto jeden z nich. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pierwszy raz odkąd jesteśmy w Szkocji nie mamy biletów do Polski i żadnych konkretnych planów na przylot. A chyba jeszcze gorsze jest to, że i ten czas minie szybciej, niż przypuszczamy... Ehs... Trochę skłamałam i właśnie sobie to uświadomiłam! Otóż lecimy do Polski  31 sierpnia na wesele naszych znajomych stąd, ale o Dom nawet nie zahaczymy, bo będziemy w Poznaniu 31.08 wieczorem, rano w sobotę mamy pociąg do Działdowa (jak dobrze pamiętam...), wesele, poprawiny i w poniedziałek z Gdańska wracamy do Inverness. Przez moment nie byliśmy pewni, czy ślub się odbędzie ze względu na osobistą sytuację Emilii, ale wiemy już, że nie przekładają niczego. Wstępnie planujemy urlop na listopad, około dwóch tygodni, ale na ile uda nam się zawitać do Polski, to nie wiemy:( Pierwszy raz od roku ponad będziemy mieli tak dłuuuuuugą przerwę - ciekawe, czy ktoś tęskni za nami jeszcze?;) Ale prawda jest taka, że ta tęsknota zmienia troszkę swą postać i jakby z miesiąca na miesiąc jest łatwiej. Druga kwestia jest też taka, że nasze życie towarzyskie troszkę jakby ruszyło i to jest pozytywny akcent. Trzecia rzecz: zdecydowanie nasza egzystencja tutaj została odmieniona dzięki posiadaniu auta - kiedy pogoda dopisuje zawsze można pojechać pokontemplować na oddaloną o kilkanaście mil plażę - szum morza bardzo pomaga, baaaaaardzo lubię to miejsce, tylko nie lubię jak mocno wieje wiater;) Czwarta rzecz do publikacji się nie nadaje - z przyzwoitości i szacunku:]
W pracy wszystko w porządku, nie ukrywam jednak, że moje ambicje nie są w stu procentach zaspokojone, ale i na to przyjdzie czas:) Od września zaczynamy college, ja myślę o dodatkowych lekcjach i mam nadzieję, że ten nadchodzący rok przyniesie znaczny progres w zakresie posługiwania się językiem angielskim;) Ja już teraz, po tych dwóch miesiącach pracy w nowym miejscu widzę, że jest zmiana. Chciałabym nie podzielić losu Rodaków, którzy po ponad 4 latach pobytu tutaj nie potrafią przeliterować swojego imienia i nazwiska - w sumie już jestem od nich lepsza;)))))) Momentami opadają mi ręce po prostu i jest mi wstyd kiedy jestem świadkiem zachowań Polaków, ale to temat rzeka i myślę, że wiecie, o co mi chodzi:)
Poza szarą codziennością oświadczam wszem i wobec, że jesteśmy z Wiatrakiem na diecie. Powiem tyle: jest ciężko... W zasadzie 6 dni w tygodniu nie spożywamy węglowodanów (głównie moje ukochane słodycze poszły w odstawkę, ale też niemal wszystko, co ma w składzie cukier), skrobi (ziemniary), nabiału (oprócz serka wiejskiego i masła) i owoców. Zajadamy się za to fasolą, soczewicą, szpinakiem, wszelkimi innymi warzywami, jajkami i mięsem:] Pierwszy tydzień było w miarę spoko, w tym jakoś ciężej mi idzie:( Fajne jest to, że jeden, zawsze ten sam, dzień w tygodniu możemy jeść wszystko to, na co mamy ochotę:) U nas ten dzień przypada na niedzielę i poza dietetycznym śniadaniem możemy jeść ile nam siły starczy:) Ja już dziś zacieram ręce na niedzielę:) O diecie tej czytaliśmy w książce Tima Ferrisa "Czterogodzinne ciało", ja zostałam trochę zmuszona do przeczytania jej, nie wciągnęłam całej, bo mnie już gość irytował;) Ale podstawy zdobyłam, a teraz jeszcze dwa tygodnie i trochę tej ścisłej diety, a po niej plany siłowniane;) Co z tego wyjdzie, to się okaże, jeśli efekt po tych czterech tygodniach będzie zadowalający, to na pewno motywacja będzie większa, by podbić siłownię;) Boję się tylko o mój i tak niezbyt okazały biust;p Nie chcę zamiast niego mięśni!!!!!!!!!;) Więc jakby ktoś chciał szybko zredukować tkankę tłuszczową (choć u mnie jakoś efekt nie powala...), to Slow Carb może okazać się dobrym pomysłem:) Prawda jest też taka, że ja nie mam jakoś szczególnie dużo do stracenia, ale pomiary pokazują, że coś tam ruszyło. Zobaczymy pod koniec sierpnia:) Zdam relację od siebie i od Wiatraka:) Choć jakoś bliższa mi była South Beach Diet, ale pożyjemy, zobaczymy:)

Z racji tego, że czasem zamiast kolejnego posiłku z fasolą w roli głównej wybieram wcześniejsze pójście spać, dziś również to rozwiązanie wydaje mi się idealne:) Będę na bieżąco informować co i jak, tymczasem dobrej nocy Wszystkim:*
T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz