sobota, 25 maja 2013

Pojechałam, zobaczyłam, wróciłam:)

Tydzień w pracy po powrocie z Polski za mną i przyznam, że był to tydzień bardzo ciężki... Nie dlatego, że było szczególnie 'busy' (ciężko znaleźć idealnie pasujący odpowiednik po polsku...), ale dlatego, że jakoś nie mogę wbić się w ten rytm. Codziennie wracałam z pracy totalnie zmęczona, połowa dni minęła pod znakiem drzemki popołudniowej (dziś rekordowo do 21.45...), rano mam problemy ze wstaniem i jakoś to wszystko 'nie idzie':( Nawet w Polsce budziłam się przed porannym alarmem! Liczę, że następny tydzień będzie już lepszy:)
Co do Polski, to czas minął błyskawicznie! Na całe szczęście masę rzeczy udało się zrealizować, kupić buty, dogadać kosmetyczkę, umówić próbnego fryzjera, no i rozdać większość zaproszeń! A przede wszystkim byłam na weselu Kory i Pawła!:) Fajny był to ślub i wesele, bo jakoś tak bez dużego spięcia mam wrażenie ze strony Pary Młodej:) I baaaaaaardzo mi się to podobało! Wszystko udało się fajnie, przynajmniej dla mnie, patrząc z perspektywy gościa. Nieco bałam się o atmosferę, bo kompletnie nikogo nie znałam, ale Kora nas posadziła ze swoim kuzynostwem i bawiliśmy się (z bratem!) naprawdę fajnie. Podpatrzyłam poza tym to i owo, i wiem teraz, że nieco musimy zmodyfikować nasze menu weselne, bo niektóre potrawy w ogóle się nie sprawdziły, zalegały całą imprezę na stole, aż szkoda było patrzeć. Co prawda my nie jesteśmy na miejscu i ciężko wszystko na bieżąco kontrolować, dlatego boję się tego spięcia na chwilę przed. Ale mam nadzieję, że wszystko uda się fajnie:)
W całym wyjeździe do Polski najgorszy był brak Wiatraka, strasznie się za nim stęskniłam i nie chcę więcej jeździć bez niego... Ale tym razem nie było innej opcji, ja miałam tydzień urlopu do wykorzystania więc tak wyszło, ale naprawdę ciężko być osobno! Zwłaszcza, że byłam na tym weselu i brakowało mi tam Wiatraczka. Brat dał radę (może poza poprawinami;p), ale to jednak nie to samo;)  
Więc przygotowania przygotowaniami, a swoją drogą zaczęliśmy myśleć jednak o jakichś wakacjach w listopadzie:) Na ostatnim urlopie na Dominikanie poznaliśmy między innymi parę Polaków mieszkających pod Londynem - Ewę i Radka - i wciąż mamy z nimi kontakt, i tak ostatnio Wiatrak się zgadał z Radkiem, że może razem byśmy na jakieś wakacje na tydzień pojechali w tym listopadzie. Oni też za dużo kasy na wakacje mieć nie będą, bo teraz gdzieś jadą jeszcze, ale tak wstępnie bierzemy pod rozwagę Egipt. Co prawda jest tam może ciut niebezpiecznie, ale wciąż masy turystów tam jeżdżą, wracają, mają fajne, bezpieczne wakacje więc może warto zaryzykować?:) Ewa dziś wróciła z delegacji, mają przedyskutować temat z Radkiem i się będziemy zgadywali w najbliższym czasie co, jak, gdzie, kiedy. Bardzo ich polubiłam na tych wakacjach, bo są tymi typami ludzi, że mimo początkowego dystansu, można później siedzieć i gadać godzinami! Nie spędzaliśmy ze sobą całego wolnego czasu na Dominikanie i to jest fajne, bo nie było ciągłego 'uwiązania', umawiania się na każdy posiłek, plażowania non stop razem, a jednak było mega fajnie razem posiedzieć, pogadać, porobić coś wspólnie. Jak tak leżeliśmy jednego dnia i podziwialiśmy statek wycieczkowy w oddali, zrodziła się myśl wspólnego rejsu i kto wie, może po tym Egipcie, jak wszystko będzie w porządku, uda się to marzenie wspólnie zrealizować?:) 
Dziś pogoda cudnie rozpieszczała, aż przykro było w pracy siedzieć - zwłaszcza, że nic się nie działoi wszyscy poza Kayleigh, Kateriną i mną poszli szybciej do domu i mogli enjoyować się piękną, słoneczną aurą. Kiedy po pracy jechaliśmy przez miasto ludzie zalegali dosłownie wszędzie - leżeli nad rzeką, siedzieli przed pubami, restauracjami, spacerowali! Szał po prostu ogarnął Inverness. Mieliśmy po pracy mojej pojechać do Piątasów, ale Kamila dała rano znać o zmianie planów więc zamiast tego pojechaliśmy do Dores, nad Loch Ness posiedzieć, zjeść po double cheesie, bananie i sconie;) Ponieważ nad wodą aż tak upalnie nie było nie posiedzieliśmy za długo, ale zawsze to coś:) Wróciliśmy do domu i ja zapadłam w sen niemal zimowy... Oczy zapuchnięte, bo nie zmyłam mascary i nieogar kompletny mnie ogarnął po tym zdarzeniu... Ale po prostu nie miałam siły walczyć z tym dziwnym zmęczeniem... Nawet nie chcę myśleć, jak Dorotka musi się czasem czuć, jak jej się tak spać chce, a za bardzo nie może Hani z oczu spuścić... Miszu - jestem z Tobą mentalnie! 
I chyba tyle na dziś - zaczynam powoli szukać biletów na nasz ślub i Piątasów. Mam nadzieję, że uda się coś w dobrych cenach znaleźć:) A jutro, jeśli pogoda dopisze jedziemy z Gosią i Michałem na wycieczkę - gdzie jeszcze nie wiem, ale liczę na odrobinę słońca i dużo świeżego powietrza:)
Dobrej nocy wszystkim zaglądającym!:)
Teresa

1 komentarz:

  1. Cześć Tereska! ;-)
    Cieszę się, że wróciłaś cało i zdrowo do Wiatraczka :)przykro tylko, że tak to wszystko przechodzisz.. zupełnie jak baba w ciąży..;-) drzemki w ciągu dnia, zapuchnięte oczy, wieczorny nieogar;-)
    Szukasz już biletów - to dobrze! nie możemy się już Was doczekać razem :) A jeśli nic się taniego i w miarę przystępnego nie trafi na ślub, to co? Możemy zaczynać bez Was :>?? z pewnością będzie sporo dobrego jedzenia, które aż szkoda, by się miało zmarnować ;-)
    Cieszcie się swobodą i piękną pogodą, u nas się pogoda od połowy tygodnia spsuła i deszcz nas teraz zalewa :// (osobiście lepiej się czuję, gdy temperatury spadną poniżej 15st.) ale dzieci fisiują... mędzą, nie można iść na dwór, więc już naprawdę wolę słońce i dyskretną ławeczkę w cieniu:) Ok, kończe, bo ostatecznie nie ja prowadzę tego bloga, a z założenia komentarz nie powinien być dłuższy od posta ;-)
    POZDROWIENIA dla Was Kochani!! :***

    OdpowiedzUsuń