czwartek, 2 stycznia 2014

Nowy Rok, czyli o tym, co za i wciąż przed nami

Tak naprawdę o tym, jaki był ten poprzedni rok zaczęłam myśleć w tym roku wyjątkowo szybko, bo w okolicach listopada. Był to rok na pewno wyjątkowy i piękny zarazem, bo wydarzył się nasz ślub, który w moim odczuciu 'lepszy' być nie mógł:) Po 10 latach związku, po budowaniu wszystkiego mozolnie od początku, po ciężkim czasie studiowania i pracy jednocześnie, po niewielu chwilach kryzysowych dojrzeliśmy oboje do tego, by wejść o poziom wyżej, by stać się rodziną, a może raczej jej zalążkiem. Dla mnie to wszystko ma ogromne znaczenie i 15 sierpnia był po prostu spełnieniem moich marzeń, dniem kiedy niby nic się nie zmieniło, ale jednak…:) Może nie było idealnie, ale o niedociągnięciach nawet już nie pamiętamy;) Więc bez dwóch zdań okrzykuję 15tego sierpnia najpiękniejszym dniem dotychczasowego życia!:) Mogę więc śmiało powiedzieć, że 2013 nam się udał:)
To był też pierwszy rok, kiedy aż 9 na 11 postanowień zostało zrealizowanych! Ale pewnie tylko dlatego, że zabrałam się za większość z nich w styczniu, marcu, a nie we wrześniu. Więc był to na pewno rok świadomy bardziej, niż jakikolwiek inny. Zrzuciłam trochę kilogramów, ale po pewnym czasie przestał to być cel, a z ćwiczeń zrobiła się przyjemność. Przestaliśmy niemal zupełnie jeść fast foody, ja mocno ograniczyłam słodycze (poza tymi momentami, kiedy nie chciałam odmówić sobie przyjemności ich jedzenia;p) i zaczęliśmy przywiązywać wagę do tego, co jemy.
Poznałam też mojego wspaniałego trenera osobistego Shauna T;), który od maja do teraz przynajmniej 5 razy w tygodniu, wprost z ekranu laptopa potrafi mnie zmotywować do pracy nad swoim ciałem (i jak się okazuje duchem też), nad swoimi ograniczeniami. Gość jest niesamowity i Ewa Chodakowska przy nim wysiada (nie fizycznie, ale jej techniki motywacyjne się chowają…), będę go polecała wszystkim, bo po prostu wymiata!!!
Ten rok też zmusił do pewnych głębszych refleksji nad tym, co w życiu ważne. Pisałam już o tym wcześniej tutaj i te dwa wydarzenia naprawdę mocno mną wstrząsnęły. Bardzo przeżyłam jedno i drugie, a teraz bardzo moje serce się raduje na dobre wieści z Wrocławia od mojej Dorotki, a także na widok uśmiechających się twarzy naszych przyjaciół tutaj, którzy ponieśli przeolbrzymią stratę swojego pierwszego dziecka. Takie historie zmieniają człowieka, na zawsze. Fakt, że wydarzają się tak blisko potęguje ich moc. I aż kciuki bolą od ściskania - za powrót to zdrowia i za przyszłe (kiedy już nadejdzie czas gotowości dla nich) szczęśliwe rozwiązanie…:) I wiem, że tak będzie!
A oczekiwania wobec Nowego Roku? Sobie i wszystkim życzę zdrowia przede wszystkim i braku zmartwień o dobra niezbędne: miłość, radość, spełnienie i… finanse. Oby nam pozwolił wejść na Kilimandżaro - fizycznie, psychicznie i materialnie (przyznam, że książka Martyny Wojciechowskiej "Przesunąć horyzont" zmieniła moje myślenie o tym wyczynie - na lepsze i zdrowsze, ale jeszcze bardziej chcę to zrobić!;p). Żeby ten rok pomógł nam podjąć decyzję odnośnie powiększenia rodziny, żebyśmy poczuli się gotowi bardziej, niż kiedykolwiek. Żeby zdać egzamin z angielskiego i móc ruszyć dalej. Żeby uwierzyć bardziej w siebie i poczuć się pewniej - takie tam pracowe dylematy;) I chyba tyle - albo lub aż:)
Następnym razem zdam relację ze Świąt i z przekraczania pewnego progu, który dziś nie wydaje mi się jakiś szczególny;) Ale dam znać, jak było, bo w ciągu 24 godzin wiele jeszcze może się zmienić;)

Dobrej nocy, spotkamy się, kiedy będę już rok starsza;)
Teresa

1 komentarz:

  1. Teresko trzymam kciuki za realizację postanowień! Ściskam mocno i ciepło myślę o Was!!!

    OdpowiedzUsuń