niedziela, 21 lipca 2013

Mamy prawdziwe lato w Szkocji!

Nie wiem, na jak długo, ale od 3 tygodni mamy naprawdę piękną pogodę tutaj! Dziś w ogóle jakieś 26-28 stopni było! Szał nie do opisania!:) Z tego powodu wybraliśmy się z Gosią, Michałem i Hrabiosem do Nairn na plażę:) Pobrodziliśmy w wodzie (Gosia mówi, że woda ciepła, jak w Bałtyku, ale dla mnie woda jest albo ciepła, albo jak w Bałtyku - razem nijak mi to nie pasuje:D), poganiałam się trochę z Ritą (labradorką Gosi i Michała), posiedzieliśmy na kocyku, pogrzaliśmy tyłki i wróciliśmy przed 18 do domu. I tutaj już bez stresu i spięcia przygotowaliśmy obiad, ściągnęliśmy pranie z suszarki (wielka kupa tegoż prania stoi właśnie w zasięgu mojego wzroku, ale się nie doczeka rozparcelowania dziś) i popiekliśmy przysmaki na nadchodzący tydzień. Tak, tak - piekliśmy! 
W ogóle z racji diety i Insanity dużo bardziej uważamy na to, co jemy, a pieczemy dlatego, że ja jestem wielkim łasuchem, a lepiej zjeść batonika z owsianki z suszonymi owocami, niż słodycz. Ale nawet pomijając słodycze, staramy się kupować produkty z pełnego ziarna i nawet dzisiejsza obiadowa pizza była zdrowa, bo na spodach z pełnoziarnistej mąki, z chudym serem, kurczakiem, krewetkami i pomidorami. I mimo, że połowa tej pizzy to jakieś 500 kcal, to są one 'dobre'. Natrafiliśmy tutaj na sklep ze zdrową żywnością i można kupić naprawdę wszystko! Więc nasze ciasteczka dla przykładu są na mące ryżowej i owsiance z dodatkiem brązowego cukru nierafinowanego i melasy. Pyyyycccchhhha! W ogóle nie można tego nazwać dietą;)
Od jutra startujemy z ostatnim tygodniem Insanity. Czuję lekkie podekscytowanie z powodu, że koniec tak blisko i że cały plan zrealizowaliśmy (jak na razie) w 100%! Myślę, że to mimo wszystko duży sukces, że przez tyle tygodni nie znaleźliśmy wymówki (ja kilka razy byłam blisko, ale dałam radę - dzięki Wiatrakowi, któremu momentami współczułam, że musi mnie znosić:*), że pilnowaliśmy diety i że nawet podczas wizyty w Polsce ćwiczyliśmy! Postanowiliśmy kontynuować treningi aż do ślubu, dopóki nie znajdziemy zastępnika. Ja myślę o nowym programie twórcy Insanity - Focus T-25, ale jest nowy i zanim ktoś wrzuci do sieci to pewnie nieco czasu minie, dlatego też zmierzę się z Ewą Chodakowską na początek:) Chcę kupić w Polsce jej książkę i płytę z ćwiczeniami i zobaczymy, jak to pójdzie. Na pewno nie chce zmarnować efektów Insanity, bo kosztuje mnie to dużo wysiłku i walki z samą sobą - za daleko to poszło, żeby ot tak po prostu sobie odpuścić 'po ślubie'. Więc trzymajcie kciuki za dalszą motywację!:)
Co do ślubu, to od dziś równo 25 dni do tego wydarzenia! Ostatnim razem, jak publikowałam posta było 44! Zmagamy się z ostatnimi rzeczami, taniec za nami więc teraz tak naprawdę została 'logistyka' - transport, noclegi, ustawienie stołów i 'rozstawienie' Gości:) Myślę, że jakoś damy radę:) Aaaaa, i jutro zaczynamy rozglądać za garniturem dla Wiatraka:) I można brać ślub!;) Myślę, że największy stres dopiero przed nami, ale na razie go naprawdę nie czuję:)
Zanim nasz ślub, to jeszcze czekamy na wieści z Polski, kiedy Dorotka urodzi Alę. Czekam już na to tak nieco, jak na szpilkach i mam nadzieję, że wszystko 'gładko' pójdzie.
I to tyle z tego, co u nas. Jutro mam jeszcze dzień wolnego więc rano śniadanie, szybkie sprzątanie i później przyjeżdża po mnie Katerina z dzieciakami, jedziemy na fajny plac zabaw, żeby dzieciaki miały zajęcie, a my w końcu czas na pogaduchy. Odkąd Katerina się zwolniła z pracy mam wrażenie, że duuuuuużo się zmieniło i to jakby nie na lepsze... Brakuje mi jej, bo najlepiej się z nią dogadywałam, a teraz nie pracuje ze mną, nie będziemy już razem w jednej klasie na angielskim więc jutro koniecznie musimy się nagadać:)

Dobrej nocy i do następnego:*
Teresa

1 komentarz:

  1. Ahoj Teresko! wszystko miało pójść gładko zeszłego poniedziałku..ale poszło zbyt dobrze, by mnie zatrzymali w szpitalu, więc puścili i..kazali czekać na naturalny rozwój wydarzeń... No więc czekamy... Już myślałam, że wczoraj się zacznie, gdy dopadły mnie pierwsze, te bolesne skurcze, ale była już 22 i po prostu zasnęłam po ciężkim dniu,a rano,jakby nigdy nic obudziłam się w świetnej formie bez dolegliwości... Dopiero w połowie dnia się one znów odezwały i standardowo trzymają aż do wieczora... tak jest od tygodnia. Kate już urodziła, a Doris jakoś jeszcze nie może :P Na moim liczniku za pół godziny wskoczy liczba "4"... i co zrobisz... nic nie zrobisz :/

    Mam nadzieję, że na wesele dotrzemy, ale z każdym dniem nasze szanse niestety maleją :( A najmłodsza królewna jak widać nie spieszy się na żaden bal u cioci :(

    OdpowiedzUsuń