środa, 7 grudnia 2011

Powrót na szkocką ziemię

Ten powrót okazał się najtrudniejszym ze wszystkich dotychczasowych:( Zatęskniłam za wszystkim - bez wyjątku! Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - szybko zapomina się o tym, co niefajne;) Więc staram się spojrzeć tej prawdzie w jej wielkie oczyska i już prawie mi się to udało;) Ale zaczynając od początku (a trochę tych zaległości się zebrało...)...
Najpierw była Barcelona - piękna, ciepła, ogromna i pełna ludzi! Do tej pory Edynburg był miastem numer jeden, w którym mogłabym z ogromną radością kiedyś zamieszkać, ale po wizycie w Barcelonie, to właśnie ona jest niekwestionowanym faworytem. Miasto naprawdę urzekło mnie tymi wszystkimi pięknymi budynkami, taką spójnością i oczywiście Gaudim:] Sagrada Familia, czy Park Guell, to miejsca, do których by się chciało wrócić i ja wrócić będę chciała;) Bo wszystko tym razem zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, od razu czując, że na jednej wizycie się nie skończy:) Następnym razem będziemy już wiedzieli, gdzie z całą pewnością wejść chcemy i na to przygotujemy się odpowiednio finansowo. Bilety wstępu poniżej 15 euro od osoby nie schodzą - niestety. A tyle tego było...;) 
Wiatrak nawet podczas naszego pobytu skorzystał z okazji i wykąpał się w morzu:] Temperatura powietrza około 20 stopni, wody pewnie trochę mniej, ale dał radę;) Co prawda był jednym kąpiącym się, ale był;) Ja zamoczyłam tylko stópki i oddaliłam się z powrotem na miejsce naszego odpoczynku - ciepły piaseczek:] Aż serce bolało na myśl, że nazajutrz trzeba opuścić ten ciepły kraj i to urocze miasto... Tego, jak bardzo urzekło mnie to miasto nie da się opisać tutaj, streścić. Było naprawdę cudnie i dobrze, że niektóre chwile udało się zatrzymać w obiektywie:)
Po Barcelonie przyszedł czas na "szybką" Polskę - dwa i pół dnia, co nas w ogóle nie zdziwiło, nie starcza na wszystko i wszystkich... Bardzo cieszę, że udało mi się spotkać z dziewczynami z McD - dostałam zaproszenie na ich imprezę managerską - bardzo zresztą udaną;) Była kolacyjka, były kręgle, była Klubokawiarnia Staromiejska (co to jest za magiczne miejsce, to szok! Polecam zdecydowanie!) i ciężki poranek też był. Zatęskniłam, jak nie wiem co za nimi wszystkimi... Szkoda, że nie dałam później rady zobaczyć się dodatkowo z Monią, z Sylwią, ale po prostu nie było na to czasu:/ Nie wspomnę już o tym, że nie wykroiłam nawet godziny dla Kory, Gosi, Ani.... W kwietniu planuję nadrobić te wszystkie zaległości - w dwa tygodnie powinnam dać radę;)
Ale za to udało nam się zobaczyć z Królikami, w domu których rekordy popularności bije zdecydowanie Hania - tak się zmieniła przez te dwa miesiące, że szok! Już się boję zmiany w przeciągu czterech kolejnych miesięcy;) Nie udało mi się tylko pogaduszyć z Dorotką - tak sam na sam i też trzeba czekać do kwietnia.
Jak zawsze gościną podjęła mnie Kasia:* I wspierała w cierpieniach w piątek rano i w każdych innych cierpieniach też, a kanapki smakowały jak zawsze - wyśmienicie:* Fajnie, że udało nam się pójść na pizzę i że Brat się załapał też fajnie:)
Noc na lotnisku, czekanie na Bus Station w Glasgow i zimnicę tutaj pominę już milczeniem. Koniec kropka. W pokoju mamy 18 stopni przy maksymalnym odkręcie kaloryfera, a 12 stopni w tym samym czasie przy podłodze... Teraz bardziej koniec kropka.
Być może teraz odrobinę częściej będę tutaj udziela wpisów, ale nic na siłę - wszystko młotkiem:] Bo teraz czas będzie bardziej inwestowany w świąteczne przygotowania - trzeba przygotować Wigilię, a i za prezentami się rozejrzeć:)

Do następnego:)
T.
Tak przy okazji, troszkę wspomnień z Barcelony;)






1 komentarz:

  1. Zdjęć z Barcy zazdroszczę i to baaardzo! Ale jeszcze bardziej zazdroszczę samego tam pobytu mimo tego, że był krótki... Hania już za Wami tęskni, a my chyba jeszcze bardziej...No i nie nagadałyśmy się Teresko, cza czekać do kwietnia... Poczekamy, zobaczymy ;-)A tymczasem zimowe, gorące i cynamonem pachnące pozdrowienia przesyłam :**

    OdpowiedzUsuń