środa, 9 listopada 2011

Rzeczy pierwsze


Dziś mija dokładnie pół roku odkąd zaczęła się moja "przygoda" ze Szkocją i jest to dobry moment do tego, by zacząć swoje przemyślenia i refleksje, i rzeczy różne dzielić z bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi i wszystkimi tymi, którzy tutaj zajrzą. Nie będę się dziś rozpisywała, jak to się zaczęło i jak tych 6 miesięcy tutaj uciekło nawet nie wiem kiedy, tylko zacznę od tego co dzieje się w tym momencie, na pewno nieraz odnosząc się do różnych motywów z tych ostatnich sześciu szkockich miesięcy. Tak więc: E N J O Y:)
I od razu, na „dzień dobry”: niestety ten dzień nie należy do tych dobrych:( Okazało się bowiem, że w pokoju naszych sąsiadów ujawniła się dziś w nocy… mysz… Dwa dni temu okazało się, że obcy lokator tej samej rasy „rządził” w naszej kuchni. Skończyło się to moim płaczem bo najzwyczajniej w świecie nie trawię takich stworzeń. I nie pomaga wtedy tłumaczenie i branie na logikę, że przecież ona (ta mysz) boi się mnie bardziej, jak ja jej… Ja od razu widzę, jak podjada moje jedzenie obsrywając je na dodatek, jak mi przynosi choroby do domu i próbuje wejść do roztwartej mojej w czasie snu gęby… I od razu mam ochotę spakować walizki i wiadomo co dalej:]
Ale jest też dobra, co najmniej jedna, kwestia: wygrałam dziś podwójne zaproszenie na koncert Janusza Radka w Filharmonii Zielonogórskiej! Szkoda tylko, że to już w najbliższy piątek, a ja jestem jakieś 2160 kilometrów dalej. Ale nic to – wyślę moją siostrę z kim tylko będzie chciała, a ona postara mi się załatwić autograf (jeszcze o tym nie wie;p) – taki substytut:) Odkąd wiele, wiele lat temu usłyszałam „Wielką wodę” w jego wykonaniu, chciałam usłyszeć go na koncercie. Ale nic to – może się to jeszcze uda, póki co Katarzyna będzie mnie godnie reprezentować:* Dzisiaj sobie pogaduszyłyśmy na Skype’ie i troszkę mi się zatęskniło – ale za trzy tygodnie z malutkim haczykiem na 3 dni przylecimy do Polski, a jeszcze fajniej, że za niecałe trzy tygodnie będziemy w… Barcelonie!!! Jak ja nie mogę się tego doczekać!!! Kręci mnie ta Barcelona jak nie wiem co;)
Jak na pierwszy raz, chyba starczy:] Wiatrak zaraz idzie na „siłkę”, ja udaję się do przypokojowego spa, bo ostatni (i jedyny zarazem:/) dzień wolny w tym tygodniu musi mieć jakieś znamię relaksu:)

P.S. Małe zakupy w H&M ostatecznie spowodowały znaczną poprawę mojego nastroju;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz